TESTY
Pierwsze wrażenia | Ford B-Max
Otwarty na wszystkich
18-02-2013 | tekst: Maciej Kalisz | foto: archiwum
Ford również skusił się na miejskiego minivana. Przy okazji pozbawił go środkowego słupka, aby auto było jeszcze bardziej funkcjonalne.
To główna cecha B-Maxa. O tym, że jego konstruktorom udało się zachować wysoki poziom bezpieczeństwa pisaliśmy niejednokrotnie, a przede wszystkim potwierdziły to testy zderzeniowe EuroNCAP. Teraz czas na praktykę.
Przednia para drzwi otwiera się tradycyjnie, natomiast druga przesuwa się do tyłu. Tym samy ujawnia brak środkowego słupka. Jakby nie przymierzać, faktycznie na tylną kanapę wsiada się o wiele łatwiej. Można też już teraz stwierdzić, że będzie wygodniej zamontować i fotelik dla dziecka i posadzić go oraz zapiąć czy to szelkami czy pasami. Oczywiście dużym plusem przy tym jest wysokość auta.
Brak środkowego słupka wymusił również zmianę miejsca montażu pasów bezpieczeństwa dla osób siedzących z przodu. Są one zintegrowane z oparciami foteli niczym w kabrioletach. Same fotele sprawiły już pozytywne wrażenia, siedzi się w nich bardzo wygodnie. Oczywiście też wysoko, dodatkowo ten kierowcy ma ręczną regulację w pionie i podparcie lędźwiowe. Za dopłatą 700 złotych mogą jeszcze zyskać funkcję podgrzewania.
Wsiadając na tylną kanapę trzeba uważać na jedną rzecz. Nie wolno stawiać nogi na dolny zawias drzwi - o czym przestrzega stosowna naklejka z piktogramem. Dla osób dorosłych to zrozumiałe, trudniej może być z dziećmi.
Części kanapy składają się w stosunku 60:40, a oparcia tworzą płaską powierzchnię z podłogą bagażnika. A ta jest podwójna, ale ruchomą część możemy ustawić aż na trzech poziomach! Pod bagażnikiem mieści się zestaw naprawczy (standard) choć w testowej wersji znajdziemy koło dojazdowe (opcja).
Nad całą przestrzenią dla pasażerów ciągnie się szklany dach. To opcja za 2900 złotych. Dość drogo, jak dodamy konieczność ręcznego zaciągania dwóch części materiałowej żaluzji. Kierowca ze swojego miejsca nie zaciągnie więc tej z tyłu. Ale dopłacając 50 złotych (!) w pakiecie Pano 1 otrzymamy jeszcze przyciemniane szyby z tyłu.
I coś jeszcze. W konsoli z lusterkiem wstecznym schowano dodatkowe do obserwacji siedzących z tyłu dzieci. Wyróżniamy za ten drobiazg każdego producenta, a na razie poza Fordem znaleźliśmy je w Citroenie C3 Picasso i Renault Scenic. Oczywiście, aby mieć lusterko nie trzeba kupować wspomnianego dachu. Jest ono montowane standardowo w dwóch najwyższych wersjach wyposażenia. Jednak trzeba przy tym poczynić uwagę do producenta, za jego brak, nawet w opcji, w dwóch pozostałych wersjach.
Od strony bezpieczeństwa uwagę zwracają dwie rzeczy. Wyłącznik przedniej poduszki powietrznej pasażera i mocowania Isofix (z górnym punktem kotwiczenia) na tylnej kanapie. Banał? Nie, jeszcze do niedawna obie rzeczy były u Forda opcją montowaną w Autoryzowanych Stacjach Obsługi. Dziś są standardem w cenie auta.
Poza 6 poduszkami powietrznymi nogi kierowcy chronione są kolejną, będącą standardem w każdej wersji wyposażenia. Podczas manewrów parkowania możemy skorzystać także z pomocy czujników parkowania z tyłu, pary przód/tył bądź wzbogacić ten zestaw o kolorową kamerę cofania. Kosztuje ona zaledwie 1 tys. złotych, ale pod warunkiem, że kupimy dedykowany system audio Sony. A ten kosztuje już ponad 2 tys. złotych.
Pierwsze kilometry przyniosły już rozczarowanie. Zamiast szóstki chrzęst przekładni w skrzyni, jak się okazało ma ona tylko 5-biegów. Pod maską niestety podstawowy silnik benzynowy 1.4 o mocy 90 KM. To nie jest dobry wybór dla tego auta. Już o wiele korzystniej, przynajmniej na papierze, wygląda turbodoładowany EcoBoost z zaledwie 1 litrem pojemności i mocą 100 koni mechanicznych. Ale być może podczas testu ten silnik przekona do siebie.
Testowana wersja:
Ford B-Max 1.4 Duratec 90 KM, 5-biegowa skrzynia manualna, prędkość maksymalna 171 km/h, przyspieszenie do 100 km/h w czasie 13,8 sekundy, średnie zużycie paliwa 6 l/100 km, wyposażenie Titanium, cena podstawowa 69 200 złotych.