TEST

Akumulator | Urządzenie rozruchowe NOCO Boost XL GB50

Odpalamy akumulator z kabli, ale bez angażowania drugiego kierowcy i samochodu

18-01-2021 | tekst: Maciej Kalisz | foto: archiwum

Na początku roku firma NOCO przesłała do naszej redakcji urządzenie do awaryjnego rozruchu akumulatora. Plan na jego test rodził się powoli, ale jak zwykle najlepsze scenariusze pisze życie.

Test - samodzielnie odpalamy niesprawny akumulator samochodu

W ubiegłym tygodniu na parkingu "pożyczyłem" trochę prądu. W tradycyjny sposób, bo za pomocą kabli rozruchowych. W trakcie rozmowy z właścicielką auta wyszło na jaw, że problemy z akumulatorem występują już od kilku dni. Ma on już co najmniej sześć lat, a podczas ostatniej wizyty w warsztacie mechanik zasugerował jego wymianę.

Decyzja była więc prosta, trzeba wymienić na nowy. Ale, że auto i tak miało pozostać na parkingu przez weekend umówiliśmy się na pewien układ. Kupię i zamontuję nowy, a jednocześnie - ze świadomością nadchodzących mrozów - sprawdzę działanie urządzenia rozruchowego NOCO.

Tzw. unboxing

Na początek kilka słów o NOCO. Jest to amerykańska firma, której początki sięgają 1914 roku. Jej właściciel, Joseph Henry Nook, opracował środek zapobiegający korozji akumulatorów (No Corrosion Product). Od niego też pochodzi nazwa firmy.

Wspomniany produkt NCP2 sprzedawany jest do dziś, ale trzon oferty stanowią ładowarki (popularnie zwane prostownikami) i urządzenia rozruchowe (booster).

W każdej grupie jest kilka modeli, do nas trafił NOCO Boost XL GB50. W solidnym, kartonowym opakowaniu znajduje się właściwe urządzenie (20 x 8 x 4,5 cm), które jest niczym innym jak power bankiem, którego używamy np. do smartfona. Do tego para solidnych zacisków (jak w tradycyjnych kablach rozruchowych). Razem z przewodem mają 32 cm długości.

W pudełku jest także materiałowy woreczek służący za etui, metrowy kabel do ładowania poprzez… port USB i służąca do tego wtyczka z końcówką do… samochodowego gniazda 12V. Jeśli więc chcemy naładować booster w domu, trzeba użyć takiej samej wtyczki, jak ta dołączana do smartfona.

Wróćmy jeszcze do samego urządzenia. Z jednej strony ma dwa (schowane pod zaślepkami) porty. IN to micro USB (5V) służący do ładowania, OUT (5V) to tradycyjna (duża) końcówka, dzięki której można podłączyć smartfon czy inną elektronikę.

Z drugiej strony GB50, także pod zaślepką, mamy gniazdo do wpięcia kabli rozruchowych. I coś, co z pewnością się przyda - wbudowana w obudowę latarka.

Pierwsze ładowanie NOCO GB50

Otrzymane urządzenie było fabrycznie nowe, a więc nienaładowane. Stąd też nie mogłem jego użyć zaraz po wyjęciu z opakowania, a realizacja naszego planu wymagała cierpliwości.

W instrukcji obsługi czas napełnienia litowej baterii (35 Wh, 1500A) uzależniony jest od użytej wtyczki. Przy wartości 0,5A wynosi 18 godzin, przy 1A to 8 godzin, a przy 2A cztery i pół godziny. Zastosowanie mocniejszej nic nie zmieni, bo max. wynosi 2,1A. I taka też jest oryginalnie dołączona do gniazda 12V.

Test - ładowanie GB50 z domowego gniazda 230V

Pierwsza próba z domowego gniazdka 230V za pośrednictwem ładowarki 1A rozpoczęła się od mrugającej diody. Druga pojawiła się równo po trzech godzinach, a kolejna (czerwona) o 16:00. Ostatnia zielona zapaliła się na stałe o 18:45, a więc po dziewięciu godzinach od rozpoczęcia całego procesu.

Deklarowany czas został przekroczony o 60 minut, jednak w sumie nie ma to żadnego znaczenia. Uwagę przykuło co innego, mierzona niemal ze stoperem dokładność przechodzenia na kolejny cykl.

Test - diody naładowania urządzenia rozruchowego NOCO GB50

Po pełnym naładowaniu podświetliły się następne diody. Śnieżynka i termometr informują o wykryciu skrajnych temperatur, w jakich można używać urządzenia. Dla rozruchu to zakres od -20 do 50 st. C, ale jeśli chcemy ładować GB50 minimalnym poziomem jest zero stopni.

Jest jeszcze jedna ważna dioda, a raczej funkcja NOCO GB50. Trudno mi sobie wyobrazić odwrotne podłączenie kabli, bo już nawet pomijając plus do plusa i minus do minusa, to jeszcze pozostaje zasada czerwony do czerwonego i czarny do czarnego. A jednak zdecydowano się na wprowadzenie dodatkowego zabezpieczenia, jak czytamy w instrukcji "odwrotnej polaryzacji". Jeśli więc kable zostaną źle podłączone wyświetli się czerwona dioda z ostrzeżeniem, a urządzenie nie rozpocznie pracy.

Trzy, dwa, jeden…

W sobotę wieczorem temperatura spadła poniżej dziesięciu kresek od zera. Miała nastąpić pierwsza próba z odpaleniem akumulatora, ale… właścicielki auta nie było w domu. Pozostał więc własny samochód, a że bateria w nim w miarę nowa, to przynajmniej sprawdziłem działanie latarki.

Test - wbudowana latarka LED NOCO GB50

Na boku GB50 znalazły się dwa panele po dwie diody LED o mocy 200 lumenów. Można z nich korzystać w trybie 100, 50 i 10 proc., jak też ustawić intensywne migotanie, efekt stroboskopu oraz nadawanie sygnału S.O.S.

Druga próba, na "ostrym" mrozie

Niedzielny poranek przywitał temperaturą -17 st. C, a według komunikatów odczuwalna była poniżej dwudziestu. Kluczyki od samochodu są, akumulator nie daje żadnych oznak życia, czas więc na właściwe próby z NOCO Booster GB50. Pierwsze wrażenie?

Niby to oczywiste, ale dopiero teraz uwypukliła się ważna zaleta tego urządzenia. Generalnie kierowca uniezależnia się od pomocy drugiej osoby i konieczności podłączenia kabli do sprawnego akumulatora. Mogą też wystąpić inne komplikacje, np. konieczność wypchania samochodu z miejsca parkingowe, maksymalnego podjechania drugim samochodem, krótkie przewody etc.

Test - podłączenie NOCO Boost GB50 do klem akumulatora samochodu

Podłączenie zacisków GB50 zaczynamy w tej samej kolejności, jak przy tradycyjnych kablach. Najpierw czerwony, później czarny. Urządzenie jeszcze nie działa, celowo trzeba do tego użyć przycisku zasilania. Jeśli zapali się biała w linii ładowania jest "dobrze", można przystąpić do próby uruchomienia silnika.

To "dobrze" oznacza, że akumulator ma w sobie jeszcze jakiś pokłady życia, czyli więcej niż 2V. Poniżej nic byśmy nie zdziałali, chociaż producent pozwala jeszcze na ręczne aktywowanie GB50. Służy do tego osobny przycisk, ale w instrukcji użytkowania nie zaleca się używania trybu manualnego osobie bez doświadczenia.

OK. Stary akumulator odpalił po pierwszym przekręceniu kluczyka w stacyjce. Czemu jednak nie wykonać kilku prób. Dla modelu GB50 producent gwarantuje 30 rozruchów na jednym naładowaniu. Przerwa 15 minut i druga próba i jeszcze jedno powtórzenie w tym cyklu. W sumie to 10 procent z deklarowanych prób, zielona dioda zaczyna mrugać, a więc spadł poziom naładowania baterii urządzenia NOCO.

Test - ładowanie baterii NOCO Boost GB50 z samochodowego gniazda 12V

Teraz trzeba wywiązać się z zawartego układu i odebrać z umówionego miejsca nowy akumulator. Przez ten czas GB50 podłączam w swoim samochodzie poprzez oryginalną wtyczkę USB i gniazdo 12V. Po półgodzinie jazdy zielona dioda informuje o pełnym naładowaniu.

Przed montażem przywiezionego akumulatora jeszcze jedna seria prób. Tym razem w sekwencji co 30 minut, z tym, że w międzyczasie urządzenie zostaje w samochodzie. Na mrozie, jakimś -15 st. C. Kolejne próby to także 10 proc. z deklarowanych przez NOCO rozruchów. Za każdym razem akumulator ożywa, a wystawienie urządzenia na mróz nie wpływa na jego sprawność.

Podsumowanie, czyli cena NOCO Booster XL GB50

Generalnie wyróżnimy dwie cechy. Jedna to forma power banku, a więc samowystarczalność kierowcy w przypadku awarii. Druga to możliwość podejmowania kolejnych prób na jednym ładowaniu. W przypadku GB50 jest ich 30.

Test - ceny i plusy urządzenia rozruchowego NOCO Booost XL GB50

Tu jeszcze jeden ważny parametr. Ten model urządzenia NOCO przeznaczony jest do silników benzynowych o pojemności do 7 litrów oraz wysokoprężnych do 4,5 l. W polskich warunkach, to dużo za dużo, ale można też wybrać jeden z niższych modeli: GB40 (1000A, 20 rozruchów, silniki 6 i 3 l) bądź GB20 (500A, 20 rozruchów, jednak tu tylko jednostki benzynowe do 4 litrów).

Są też i większe. Te pojemności mają znaczenie także przy cenach. I to może być minus, bo za testowane NOCO Boost XL GB50 trzeba zapłacić około 685 złotych. Najtańszy (GB20) kosztuje 395 zł, a najdroższy (GB150) aż 1385 zł. W każdym przypadku to bardzo dużo, jak na urządzenie, które "przeciętny" kierowca użyje raz czy dwa na kilka lat. No chyba, że ktoś będzie lubi jeździć na permanentnie rozładowanym akumulatorze.

Jednak z drugiej strony, nawet podstawowy model GB20, posłuży nam za super pojemny power bank, który możemy zabrać na wycieczkę, kemping czy w jakiekolwiek miejsce, w którym potrzebujemy dobrego źródła zasilania.

POLECAMY